Thursday 17 July 2008

[Zamknięci w szkle.
Uwięzieni w biurach.
Sprowadzeni do poziomu maszyny.
Michał Litwin na 21 piętrze buduje CV]

Olawszy edukację, nudzenie się, czytanie prasy, grzebanie w internecie i przewracanie się z boku na bok pojechaliśmy do centrum. Przecież to wielki Londyn, a my zaczęliśmy go traktować jak nasz dom, w którym wszystko potwornie nas nudzi.

Ruszyliśmy dupy pierwszy raz od kilku tygodni, gdy częściowo oglądnęliśmy dzielnicę Chelsea; właściwie to nieuważnie przejechaliśmy ją autobusem, więc skończyło się na dotarciu na jej koniec, ulicę World’s End, wysikaniu w posh-klubie, w którym nie stać nas było na nic bardziej godnego, euforycznym wykrzyknięciu „Boże, jak w Nowym Jorku!” na widok uroczego opakowanego światełkami Albert Bridge na dolnej Tamizie i tam spędzeniu wieczoru. Tym razem obraliśmy kierunek na East End: City, finansową siedzibę Europy [na zdjęciu obok: londyńscy urzędnicy, smętne kutasy w krawatach, biegają po ulicach nawzajem sobie przeszkadzając w dostaniu się do pracy], a potem na Brick Lane, dzielnicę artystów, fajnych ludzi i nieudaczników (wszystkiego mamy w sobie po trochu), by dzień na powietrzu z powodu trzeciej w tym tygodniu choroby Karoliny zamiast spacerem przy wietrznej Tamizie zakończyć już w West Endzie, przechadzką między tysiącami migających światełek i ludzi w Covent Garden, przeciskając się przez wąskie uliczki przy Leicester Square, patrząc sobie w oczy i połykając chińszczyznę za piątaka oraz starając się takze zapamiętać w zakamarkach pamięci próbę odchamienia mieszkańców Londynu przez puszczanie im na gigantycznym telebimie na Piccadily Circus włoskiej operetki przypięknie podświetlonych budynkach i z widokiem na Big Bena. Czy mogło tego wieczoru być piękniej?

Mogło. Nie kupujcie baterii Sony ze sklepów z cyklu Poundland, Wszystko za złotówkę, Wszystko za 1 euro itd. Sprzedają wyczerpane baterie, wiedzieliście o tym? Walka z włączeniem pierwszy raz od sześciu miesięcy wziętym ze sobą na miasto aparatem fotograficznym trwała mniej więcej już od City.


[Jeszcze więcej biur. Jeszcze więcej powierzchni biurowej. Na dziesięć osób spotkanych w tej specyficznej części miasta, dziewięć będzie nosiło garnitur i ponury, zmeczony wyraz twarzy. W pobliskim Starbucksie, pod budynkiem giełdy i blisko budynku Lloyds'a, usłyszysz przy kawie rozmowy o akcjach. Nie spodziewaj się niczego bardziej interesującego po City. Tym bardziej mody]



[Biura do wynajęcia. Wspaniałe miejsce pracy dla 2200 maszyn. Cena do negocjacji.]



[Po tak pięknym miejscu nie powinni stąpać urzędnicy. Małymi uliczkami przeciskają się do pracy. Ładna strona City. Wąsko, prawie po francusku]



[Brick Lane. Aż trudno w to uwierzyć. Kilometr dalej na północ od zestresowanego City rozciąga się oaza, jakby inna, mniej formalna i oficjalna, wciąż dynamiczna, ale pełna artystów, malarzy, pisarzy dzielnica. Kontrast do City nie mógłby być większy. To również, a może i przede wszystkim, dzielnica imigrantów, w której obok nazw ulic po angielsku zaraz poniżej na tabliczkach umieszczone jest arabskie tłumaczenie. Muzułmańskie serce Londynu, pełno tu ludzi z Bangladeszu, Pakistanu, Turków, wymieszanymi z żyjącymi z nimi w pokoju (chyba) Żydami, a także strojących się przed obiektywami facehunterów ubercool Britów. Poza tym, meczety obok katolickich kościołów i pubów. Symbolem czasów i zmian w dzielnicy jest przemiana kościoła katolickiego, którą pod koniec XIX wieku zamieniono na żydowską synagogę, a od lat 70. XX wieku pełni ona już… funkcję meczetu. Zdjęcie zaglądające w boczną uliczkę pochodzi z samej ulicy Brick Lane skąd w oddali widać wspomniany wcześniej jeden z symboli City, budynek Lloyds’a , a nad nim, jak się przypatrzeć, wiszące na sznurkach buty]




[Flirt na Brick Lane]

11 comments:

Anonymous said...

Jak byś zobaczył barak w którym pracuję to byś pierdolnął;]

Anonymous said...

wiem wiem, domyslam sie:) ale wiesz, chodzi o ideał, i te twoje biurowce, w ktorych chcialbys pracowac i "rozwijac swoje cv":)

Zee Oswald said...

fajna ta wycieczka.czemu nie było ich więcej?

Anonymous said...

Czyżbyś rozpoczął już pożegnanie z Londynem?

Nigdzie nie napisałem, że chcę pracować w biurowcach a`la City. Może trudno to pojąć, ale można łączyć ciekawą pracę w nieciekawym baraku z myśleniem o przyszłości. To wcale nie jest tak, że siedzę zapięty w garnitur w jakimś szklanym wieżowcu a zamiast źrenic mam takie coś:($)($).

Anonymous said...

mysle, ze w glebi duszy marzysz Przemku o City :P

Anonymous said...

http://trelik.blox.pl/2008/07/Wojewodztwa-w-ktorych-futbol-stoi-na-najwyzszym.html

:|

Soruse said...

wrzucaj mniejsze zdjęcia, za duże rozdzielczości dajesz, nie da się całego zdjęcia objąć wzrokiem

Zee Oswald said...

aaaaaj, ale marudzisz - to sobie zapisz i zmniejsz;D

Anonymous said...

Kiedyś Zdzichoo mówił, że pierwszym słowem, jakie mu się z Mateuszem kojarzy, to "rozdzielczość". Podobno go nadużywa. No i rzeczywiście - there must be somentihg in it.

We wczorajszym springu rozegranym w Mieście Rowerów Stal St. W. uległa Siarce Tarnobrzeg 1-2.
www.90minut.pl/sparing.php?id=5967

Anonymous said...

Michal właśnie otworzyłem tego linka, którego wrzuciłem. Że zatrważające? Podkarpacie to też chyba najbiedniejszy region Polski i Unii, nie ma się co dziwić, że jest tylko Stal St. Wola. Ale jak tam plany budowy boisk na Zwierzyńcu na EURO 2012? Zdążymy?;)

Co do meczu ze Stalą: Ifeanyi Chukwuka Nwachukwu? Będziemy mieć Murzynka w Tarnobrzegu? Wow. Światowo. A ten Grzegorz Oladele, to ten Mulat z juniorów?

Rozdzielczość, piksele i techniczne detale. To jest Mateusz.

Zdzichu, wycieczek wiecej nie bylo, bo kiedys chodzilem do szkoly, potem uczylem sie az do czerwca do egzaminu, potem ja polecialem do Polski, potem Karolina. Oczywiscie, zdarzaly sie, jak kwietniowa nad Tamize, kilka razy w maju bylismy na Camden, ale raz na miesiac, a nie jak teraz prawie co tydzien. Z drugiej strony tydzien temu pojechalismy do Fulham i z nadzieja zobaczenia czegos co wzbudzi u nas zachwyt, no i bylo kiepsko. Uciekalismy z centrum przez Chelsea i Knighstbridge rozczarowani. Nie ze te miejsca nie sa ladne, sa piekne, ale coraz czesciej mysle, ze sa takie same, coraz trudniej mi o zachwyt w Londynie. Kiedy jest tyle piekna w centrum przestaje sie na nie reagowac, wtedy narasta we mnie potrzeba ucieczki stamtad i zobaczenia jakiejs brzydoty.

Anonymous said...

Tak więc czas najwyższy przylecieć do Warszawy:)

Grzesiu Oladele to chłopak z rocznika bodaj 91 od nas z juniorów, mieszka gdzieś na Kopernika. Pamiętam go jako małego chłopaka, grywał z nami wtedy w piłkę na budowlance, ale rzadko, bo był znacznie młodszy.

Stadiony będą, właśnie niedawno wybrano kilkadziesiąt miast, które będą mogły gościć druzyny na Euro. Co druga to wioska.. Tymczasem u nas chyba połowa Zwierzyńca jest już rozsprzedana, a przychody są przejadane lub - w najlepszym wypadku - idą na spłacenie długów.