Wednesday 26 September 2007

Gdy znów oskarżyła go, że się opierdala złożył wymówienie. Niedbale stylem „na odwal”, by podważyć tego czynu celowość, na zabazgranej z drugiej strony papieru kartce napisał: “I would like to hand in one week’s notice before I quit Caffe Nero on 23rd of September”.

Postanowił się zbuntować podpierając ściany; ostentacyjnie nie przestrzegać zasad i przepisów; opierdalanie się, to warto podkreślić, doprowadził w tym czasie do poziomu sztuki. Nie chciał być wydajny - nie chciał się uśmiechać - olewał serwowanie komukolwiek kawy w ogóle. Żywił osobliwe przekonanie, że jeśli przestanie pracować, utrudni londyńskim fiutom w błękitnych kołnierzykach z West Endu posuwanie tajskich dziwek pod Bangkokiem. Oczywiście, chciałby, myślał w takich chwilach nieśmiało bohater, robić rzeczy wielkie. Lub chociażby, nosząc błękitny kołnierzyk, samemu posuwać na wczasach Tajki.
(t a k a m a ł a p r a w d a o f a c e t a c h).

(Oczywiście, trudno się spodziewać, by bohater do momentu w którym się wykształci – bo tak, otóż jest bardzo niewykształcony - mógł na mądrzejsze i poważniejsze prace liczyć; wg artykułu z dodatku The Timesa zmiana klimatu i miejsca pracy daje jednak sporo nowych chęci do życia; autor przeczytał, podpowiedział bohaterowi, bohater dał z pracy dyla)

Ostatnie dni jeżdżenia do pracy sprawiły mu już okrutną przykrość; nieprzerwane pasmo cierpienia w autobusie 36. Jak każda niepoważna praca w której głupie do wykonania zadania stoją w sprzeczności do w i e l k i c h możliwości jednostki, tak i ta była z gatunku tych, które musi się wykonywać tylko po to, by zarobić na czynsz i – jak mówi Marian - paszę. Przyjemność, lekką, niespecjalnie wielką, sprawiała na początku. Były wtedy jeszcze w nim chęci, by zagadywać do przychodzących do kawiarni indyjsko – brytyjskich nastoletnich dziewcząt; gdy radość przynosiło uczenie się japońskiego od na w pół japońskiej koleżanki z pracy; gdy wachlarz wokół był tubylców, entuzjastycznie gotowych do uczenia bohatera
w s z y s t k i e g o z języka tubylczego, czego ten dociekliwie chciał się dowiedzieć.

Miesiące więc mijały, a każdy z nich zabierał mu kolejnego tubylca. Pojawiali się nowi, przyjezdni; nieskłonni jednak do żartów. Jakkolwiek motywacja do życia była wątła i malała to pociąg o czternastej odjechał do Southampton. Nie kupił biletu. Pracę postrzegał jako coraz głupszą i bardziej odmóżdzającą; umierał z nudy.

(Jeszcze gorzej, że nikt z nowoprzybyłych nie rozumiał ani bohatera stylu bycia, ani poczucia humoru jego; otóż zapytał raz austriacką koleżankę „To gdzie właściwie w Austrii urodził się wasz Adolf Hitler?” – obraziła się; nie rozumiem czemu; odechciało mu się nawiązywać nowych znajomości; dwie herbaty później przekreślił sens istnienia Unii Europejskiej).

Jako mechanizm obronny przed głupimi zajęciami, z negatywnym dla brytyjskiej gospodarki wpływem, wrócił do nicnierobienia.

(Tu wtrącenie. Myślę, że jednostka bohatera nie byłaby szczęśliwa również gdyby miała się w zębatki pracy biurowej dostać – o czym, przez moment, głupi był bohater – pod wpływem południowo-afrykańskiej w kolorze toffee Zohry, myślał. Gdyby miało dojść do tego przygnębiającego okiełznającego bohatera wolną jednostkę dramatu, także wówczas stosowałby swoje sztuczki; lub inną zapożyczoną z artykułu The Times o obijających się brytyjskich urzędnikach zwaną Italian Jacket. Pozostawiona na krześle marynarka, do połowy wypita, gorąca pozostawiona na biurku kawa, jako sugestia. Tylko po co marnować tak życie, skoro można marnować sobie w sposób ciekawszy; wymyślił autor, przemyślał, wypił herbatę i dopisał)

Pierwszy krok w kierunku lepszych w jego życiu w Anglii rzeczy; przynajmniej tak myślał; przynajmniej nadziei, spełnienia nowego marzenia – życia w jaskrawym, niestety, nie wiedział, że tylko z daleka, Londynie. Jeśli się nie uda, zaklinał się, iż utonie w otchłani nudy i samotności; on sam. I jego kwiatek. Kwiatek zwiędł. Głupi chuj. Wykreślcie go. Może się też okazać, iż wkrótce pożałuje; iż smutne życie i tak lepsze jest niż ryzyko głodu i bezrobocia. Dwutygodniowy zarost, nowojorskie palące się kosze na śmieci, idzie zima. Tęskno za gitarą.

(Dwa dni później przekąsił tynk na obiad. Smakował mu. Przełknął to jednak z goryczą.)

15 comments:

Unknown said...

jestem teraz zadeklarowaną fanką Panie Przemku.

Zee Oswald said...

heh.a widzisz? nie muszę już być pierwszy i udawać przed śmieciarzem:)

talia-pszczoly said...

jestes juz o krok od wielkiej slawy.

teraz tylko pokazesz sie z Paris kilka razy , pobijesz jakiegos fotografa i bedzie dobrze.

. said...

po komentarzu Olki, przeczytalem raz jeszcze i w ogole mi sie nie podoba:D

ale, nic, milo.

Zreszta - moj agent kaze mi byc bunczuczny - myslalem, ze jestes moja fanka juz wczesniej ;)

Ja jestem twoim zagorzalym fanem od - tu nawiazujac do mojego zapamietywania dat itd. - 24 czerwca 2005 roku - ha!! - to byl pierwszy dzien lata, final Pucharu Polski, ktory przegapilem, bo pojechalismy gdzies siedziec i gadac (btw, bylo super), w tym czasie byl tez Puchar Konfederacji FIFA, ktory i tak mialem w dupie. dzien pozniej Zurawski polecial na negocjacje do Glasgow, mialem przeczytac w Przegladzie Sportowym dzien pozniej - Agnieszka Zdzislawa sie ze mnie smiala i popisywala przede mna swoim francuskim. Kuzynka Agnieszki nei chciala szykujacemu sie na egzamin na filologie Zdzislawowi pozyczyc ksiazki z angielskiego :D:D

PS. Zdzislawie, prosze nie wychodzic przed szereg!

Zee Oswald said...

mea culpa.
podróże w czasie zostały zawieszone;)
a co do przeszłości - nie dość, że nie pamiętam dat tak jak ty, to i fakty umykają:z tą książką to prawda? i z filologią?bo filologii to chyba nie było;)kurwa, była!w tym momencie sobie przypomniałem;)
Staram się zapominać o swoich porażkach - niedługo w ogóle niewiele będę pamiętał;)
A jeszcze raz poruszając temat książki - zapamiętałeś to, bo bawiła cię ta sytuacja, czy po prostu zapamiętujesz wszystko, ty dziwaku?:D

Soruse said...

Drogi bracie, ten post podsunál mi pomysl na ciekawy film. Pozatym klimat dosc dolujacy ostanio przestawiasz, przez telefon taki nie jestes. czy to taka "poza"?? zblazowanego pszemcia ;>

. said...

Ale ty masz pamiec Zdzisiek, zeby zapomniec, ze sie zdawalo na studia to juz porazka.

Sytuacja z ksiazka mnie bawila przednio, ale gdyby nie, i tak bym zapamietal. Pamietam tez, jak lezelismy razem na materacu (:>) i rysowalismy sobie drzewa genealogiczne naszych rodzin:) Szkoda, ze za 20 lat zapomne o tym wszystkim. Chociaz jedzac tyle ryby na obiad, nie mam szans zapomniec;)

Mateuszu, obawiam sie, ze tobie wszystko i kazde codzienne wydarzenie, podpowiada pomysl na 'swietny' film:D:D

A zblazowany jestem od dziecka.

Prosze zwrocic tylko uwage, ze Przemek to Przemek, autor to autor, a bohater to bohater. Jest nas trzech.

Anonymous said...

Boski byles zawsze, to co piszesz tez jest boskie. Ale wynoszenie sie do poziomu Trojcy Swietej to przesada.

I to ja jestem megalomanem? :D

Zee Oswald said...

hehehe.zastanawiałem się parę dni temu jak długo jeszcze michał cierpliwie będzie znosił "Megalomana w Hiszpanii".A on spokojnie odczekał aż będzie coś o co warto zahaczyć i skontrapunktował z podwójną siłą - piękne;)

Przemek:ja na tyle kierunków bezskutecznie zdawałem, że naprawdę czasem zapominam na co.

I uważaj na potknięcia takie jak tu:"...obraziła się; nie rozumiem czemu; odechciało mu się...", bo naprawdę pomyślimy, że bohater to ty;)

Anonymous said...

To miala byc delikatna, praktycznie niewyczuwalna cwiercironia. Nie chcialem az tak mocno. Bede ostrozniejszy. Dobrze, ze jest agent, ktory czuwa.

Soruse said...

Nie do konca, prawie kazde wydarzenie, najlepsze historie sa o ludziach i ich zwyklym zyciu

. said...

Ja sie juz wczesniej pytalem Pana Michala w oficjalnej nocie dyplomatycznej, czy czuje sie tytulem urazony; napisal, ze nie, wiec zostawilem; ale jednak:)

Gratuluje kontry.

Anonymous said...

Głowiłem się nad tym przez tydzień, sprawdziłem definicję "megalomana" na Wikipedii i odkryłem, że - wbrew temu co mówiłeś - nie ma czegoś takiego jak "pozytywne znaczenie" powyższego słowa. Cytuję:



"Megalomania to skupienie na uznaniu własnej doskonałości, samozadowoleniu oraz świadomości własnej wartości, znaczenia i możliwości.

Pojęciem tym określa się potocznie zawyżoną nieprawidłową samoocenę, ale także system urojeń, tzw. urojenia wielkościowe w zaburzeniach o charakterze psychotycznym."


Urazony sie nie czuje, ale totalnie niehonorowo byłoby nie odpowiedzieć nic. Urazibym mojego patrona od bierzmowania św. Stanisława, Mistrza Ciętej Riposty.

Ze sportowym pozdrowieniem,

Zee Oswald said...
This comment has been removed by the author.
. said...

Panie Michale w Wikipedii rozne rzeczy sa; niech swiadczy o tym zmyslony Sw Jan Nepomucen z Trynczy autorstwa Macka Z., Slawka S. i Rafala G. (historia swietego) oraz fakt, ze Tryncza w internecie 'znana jest z szeroko rozwiniętych upraw i przemysłu przetwórstwa bobu'...

http://pl.wikipedia.org/wiki/Try%C5%84cza

W takim razie i ja dopisze do Wikipedii znaczenie "pozytywnej megalomanii":P