Saturday 6 October 2007

Dwa tygodnie w erze “po Nero” i wciąż nic konkretnego - aż do wczoraj, gdy przeszedłem pozytywnie interview o pracę na nocnej zmianie w recepcji czterogwiazdkowego hotelu sieci Hand Picked Hotels w uroczym miasteczku Castle Donington, 15 km od Nottingham.

W międzyczasie poza jednym dniem jako Sprzątacz, gdzie miałem pracować trzy dni, ale już po pierwszym mnie zwolnili, pracowałem też jeden dzień w fabryce maszynek do golenia; wkładałem przez sześć godzin żyletki do pudełek i rozmawiałem ze stoperami w uszach z Angielką, lecącą nazajutrz do Sharm El Shaikh, oraz cuchnącym Erytrejczykiem, który uważa, że kobiety na Zachodzie kupują sobie psy, by uprawiać z nimi sex.

(tak to jest, myślę sobie, gdy muzułmanin przyjeżdża do zachodniego kraju i widzi pierwszy raz w życiu film pornograficzny)

Ryzyko opuszczenia Nero jednak się opłaciło, bo dzięki wielkiemu szczęściu nie tylko zostałem poinformowany o wolnym etacie w hotelu, bo również przywieziono mi podanie i zawieziono z powrotem, to jeszcze Gosia – supervisorka w tym hotelu i siostra dziewczyny, która wprowadziła się obok – na tym polega moje szczęście - jeszcze mnie do tego miasteczka na interview zawiozła. Czy mogło być łatwiej?

Zastanawiałem się, czy nie jest za łatwo. Męczyło mnie to, zastanawiałem się pewnego dnia dwie minuty nim z zamkniętymi oczami i wstrętem do samego siebie, napisałem jej na końcu smsa „papa” (przecież to może świadczyć o moim seksualnym nią zainteresowaniu; myślicie czasem o tym, gdy piszecie smsy?); już wcześniej widziałem, że jest radośnie wobec mnie nastawiona, dzwoniła do mnie; nie umiałem się odnaleźć. To chyba jednak zwykła pomoc jakich niewiele dostaje się od Polaków.

Widzę tylko dwa problemy – o ile przez trzy noce od dzisiejszej, na okresie próbnym, nie pokażę się zbyt źle; pierwszy stanowi przeprowadzka do tego malowniczego miasteczka, bo praca w recepcji tego hotelu wymaga przeprowadzki – to zbyt daleko; drugi - będę musiał się codziennie golić, nigdy tego jeszcze nie robiłem, nie wiem jak codzienne golenie wygląda, nie wiem jak to przeżyję.

Hotel jest posh, very zacny, kunsztowny, położony nad piękną rzeczką; otoczony magicznym laskiem, wypełniony oddającymi hołd swemu bogactwu amerykańskimi biznesmeni; także ze sznurem Koreańczyków i Japończyków lądujących obok helikopterami, zaparkowanymi na zewnątrz bentleyami czy szykownymi wnętrzami. Wszystko to było takie wspaniałe, że czekając godzinę na interview z panią manager oraz towarzyszącą jej – czyżby mającą ocenić moje zachowania, stopień potencjalnej nieodpowiedzialności i szaleństwa? – panią psycholog (tak!), aż nie wiedziałem jak trzymać posh filiżankę z posh herbatką i z której strony gryźć posh ciasteczko. A cóż by się stało gdybym tam przypadkiem pierdnął?

Przetrwałem jednak i nie dałem się sprowokować; odpowiadałem z-angielskim-już-u-mnie-wyuczonym-plastykowym-uśmiechem tak jak chcieli na wszystkie podchwytliwe psychologicznie pytania, rozśmieszając ich nie raz do łez lub wykonując gesty młodego–bardzo-odpowiedzialnego-człowieka-któremu-na-noc-zostawić-można-hotel. Bo tak, otóż to w prawie moich tylko rękach będzie to wszystko kiedyś w nocy. Same pytania dotyczyły wszystkiego, mojej przeszłości, w tym przygody na Jagiellonian University, przyszłości i pomysłów na życie – jednym słowem, miałem okazję sprzedać sporo dobrych i zmyślonych historii.

Potem jeszcze czekała mnie relaksująca rozmowa na zewnątrz przy rzeczce z głównym managerem Rupertem, którego polubiłem od razu, gdy tłumacząc mi zawiłości who is who w tym hotelu opisał jedną z kobiet, że to ta „z dużymi cyckami”; nadajemy na tych samych seksistowskich falach. Poza tym przypomina mi Billa Clintona; jest szczery, mówi, że ma pewne obawy jeśli idzie o zatrudnianie Polaków, ale - jak powiedział - ja je przełamuję; ja Przemek – Winkelrierd narodu.

Gdy wracałem z powrotem do Nottingham przejazd przez miasteczko powodował u mnie lekki dreszcz. Szkoda, że będę musiał opuścić to piękne miejsce juz za dwa miesiące. To Anglia, jakiej spodziewałem się i jaką wyobrażałem sobie przylatując tu pierwszy raz. To jest mój English dream.

2 comments:

Zee Oswald said...

o widzisz,zdanie wróciło i jest dużo lepiej.brakowało go w akapicie i wcale nie czyniło prostackim - wprost przeciwnie: dowcipnie je pointowało.tak, czytam cię bardzo dokładnie;)

. said...

smialbys nie.